Nie licz na to że oni staną przed tobą i powiedzą:
"Masz i miałaś rację"
To nigdy się nie stanie !
Ale pamiętaj też o tym że...
...nigdy nie powinno mówić się "nigdy" !
Rozdział 6:It has nevercome to light...-Epilog
30 listopada 2012
*narrator*
Louis-chłopak wiecznie wesoły ciągle żartujący, nie zachowujący się jak na swój wiek, miły, sympatyczny, szczery, romantyczny, kochany.
Harry-opiekuńczy, miły, troskliwy, romantyczny, młody chłopak z pięknym i szczerym uśmiechem, zawsze pełny życia, uprzejmy i kochany.
Larry-to słowo powinno być definicją prawdziwej miłości...ale nigdy nie będzie! Dlaczego?- pewnie masz ochotę o to zapytać...prawda? Ta miłość nigdy nie ma wyjrzeć światła dziennego! Och....to znaczy nie miała, bo są ludzie którzy o tym wiedzą tylko czekają jak oni powiedzą o tym na głos.
One Direction-najsłynniejszy teraz zespół na świecie media widzą ich bez skazy! 5 chłopców około 20 roku życia, piękne uśmiechy, umięśnione klatki piersiowe...och i ich dziewczyny...Zayn ma Perrie z zespołu Little Mix którą naprawdę kocha i niedługo jej się oświadczy, Liam ma Danielle tancerkę którą kocha ponad życie ona jego też ale niestety rozstaną się a my będziemy płakać z nadzieją że do siebie wrucą, Niall...tak Niall on jest sam ale kiedyś pewnie spodka swoją księżniczką i będzie ją kochał tak mocno jak my kochamy jego, Louis "ma" Eleanor której nie kocha ani ona nie kocha jego...oni nie są razem!, Harry jest "sam" z Louisem.
Modest!Menagent-menagent zespołu One Direction, nieudolnie próbują zrobić z Louisa i Harry'ego jakiś mega hetero.
Ta...miłość jest, dowody są, zwolennicy są, potwierdzenia...NIE MA! Ale ty myśl co chcesz ja wiem że oni są razem że się kochają że przetrwają wszystko ♥ Ich rodziny ich wspierają, tak samo przyjaciele, znajomi, shipperzy..bo to chyba dzięki nam shipperom oni mają jeszcze nadzieje...i choć oni tego chcą i my tego chcemy oni nigdy nie powiedzą:
"Macie racje i mieliście przez ten cały czas, ja go kocham, on mnie kocha jesteśmy razem od ponad 2 lat i przetrwaliśmy wszystko i przetrwamy jeszcze więcej!"
Po czy wszyscy shipperzy rzucili by się na nich by ich przytulić...ze łzami w oczach.Potem wszyscy by się rozpłakali...cały świat! Nawet te zwolenniczki Eleanor!
To nigdy nie nastąpi...NEVER!
Choć mówi się że never say never :')
środa, 18 września 2013
Ludu mój koffany !
Jeżeli ktoś to czyta to:pisze komętarz-spokojnie komki da się z aninimka jeśli nie masz konta na google ;)))
Daje wam czas do soboty.
Jeżeli w sobotę nie będzie 1 komentarza pisze ostatni rozdział-epilog i potem już nie wchodzę...
Jeśli ktoś to czyta i mu na tym zależy:
-daje komka
xJulka:*x
wtorek, 17 września 2013
Heyyyyyy
Nom jak widzicie jestem :/ smutna,zła i jak zwykle gotowa do pisania ! Nom powiem szczerze że moje marzenie poszło się pieprzyć...Nom dzisiaj a jak nie dzisiaj to w sobotę dodam rozdział :)))
Więc pozdrawiam !
xJulka:*x
poniedziałek, 16 września 2013
Cześć !!!!!!!
Hej wam mam do was sprawę....mam dosyć...nom...em....niemoralny pomysł....tak......tak to można nazwać.Mam dosyś niemoralny pomysł i mam zamiar go sprawić tej nocy....a jeśli mi się uda to już nigdy nie wejdę na tego bloga,ani na fb,ani tt,ani też aska.NEVER.Pewnie myślicie "Co ona chce zrobić?"-nie martwcie się ja tylko spełniam marzenia.Tak więc..ale zanim to zrobię chcem siem naczytać o Larrym więc tutaj : http://ask.fm/onedirection77777 wysyłać mi jakieś SMUTE imaginy i opowiadania(linki) ;))) Do nie zobaczenia :***
piątek, 6 września 2013
Rozdział 5:Hidingfeelingsorpretendit is not possible... butreal...
29 listopada 2012
*Harry*
Jest już 13:00 a Lou'ego nadal tu nie ma! Myślałem że może coś się stało albo nie może przyjechać ale Gemm mnie uspokajała.Ale godziny mijają,mijają i mijają...jest już 17:00!Musze do niego zadzwonić!jeden drugi trzeci sygnał.Odebrał.
-Lou?!Hallo gdzie jesteś?
-Harry przepraszam że mnie nie było i że nie dzwoniłem ale nie dałem rady...-powiedział po chwili.
-Ale jak to?!Gdzie jesteś?-zapytałem zdziwiony.
-W NY-powiedział.Zamurowało mnie.
-Jak to?Lou co ty tam robisz?!!!-krzyknołem wręcz to telefonu.Usłyszałem nagle głośną pokazową muzykę i kobiece śmiechy-Boo co się dzieje?
-Hazz zadzwonię później-powiedział i się rozłączył.Nie wiedziałem co powiedzieć.Louis jest w USA zapewne na jakimś pokazie...zaraz zaraz na jakim pokazie?!Muzyka pokazowa i te śmiechy...<lol> pewnie jest z El...i znowu się zdołowałem...
-Harry kolacja!-usłyszałem wołanie z dołu domu.To mama.Woła mnie na kolacje.Włożyłem telefon do kieszeni i zeszedłem na dół.
-Hey i co z Louisem?-na wejściu zapytała mnie Gemma.
-Nie przyjedzie...
-Czemu?-zapytała zdziwiona mama.
-No bo...yh...jest w NY-odpowiedziałem.
-Co?Jak to?!-zapytała zdziwiona Gemma.
-Nie wiem,powiedział że zadzwoni do mnie później...-powiedziałem i usiadłem do stołu.Zjadłem to co mi mama podała.Nie zwracałem uwagi na to co to było....byłem totalnie rozbity.Myślałem że się za chwilę popłaczę.A do tego zadzwonił telefon:
-Hallo?-powiedziałem do telefonu.
-Cześć Harry mósimy się spodkać!-to była ona.Taylor.Mam się z nią spotkać.Teraz?O nie!
-Teraz nie mogę...
-Ale Harry twoji menagent...?!-miała racje!Mósiałem iść.
-Gdzie i kiedy?
-Za 3 godziny w tej restauracji nie daleko mojego hotelu,idziemy na kolecje a potem idziesz do mnie że niby spędziliśmy razem noc""...-czyli stardand...
-Mam lecieć do cb?
-No inaczej się nie da?-powiedziała.
-Ok to o 20:00?
-No-powiedziała i się rozłączyła.Przynajmniej będę bliżej Lou.Tey jest teraz w NY więc może uda mi się ustalić gdzie jest Louis.
*3 godziny póżniej,NY,USA*
Jestem już pod restauracją i czekam na Taylor.Jeszcze jej nie ma.W pewnej chwili zadzwonił Boo:
-No wreście!
-Harry,przepraszam El miała casting i musiałem tam jeszać...
-Nie gniewam się...
-Ok wiesz ja jestem już w UK i zmierzam w kierunku HC...-chciał coś jeszcze powiedzieć ale mu przerwałem.
-Lou ale teraz to ja jestem w NY muszę iść na "randkę" z Tey i "spędzić z nią noc"-powiedziałem na jednym wdechu.
-Co?!
-Będę rano-powiedziałem i się rozłączyłem.Stałem jeszcze 5 min. aż przyszła Tay.Weszliśmy do budynku.
*Louis*
Super...po prostu super!Ja wracam i się dowiaduje że Hazz jest w NY...dopiero tam byłem!!!!!!!No nic pojade do niego jutro..a teraz...czas do domu...
*Lottie*
Jest chyba po 11:00pm.Ktoś dzwoni do drzwi.Rozdziców nie ma a reszta już dawno sobie smacznie śpi.Zwlekłam się z łóżka i poszłam zobaczyć kto to.Otworzyłam drzwi zdziwiona.To był Louis:
-Nie u Harrego?-zapytałam ospale.
-Harry jest w NY...-powiedział.Wszedł do środka i zaczoł się rozbierać.
-Ale jak to?
-Normalnie...pojechał na "randkę" z Tay...-wytłumaczył mi.
-Czyli będzie jutro?
-Tak-powiedział i poszedł do kuchni.Był smutny i przybity.Coś go gryzie i nie chce mi powiedzieć.Czy on nie wie że przedemną nic nie ukryje ?
-Mów.
-Ale co?
-Co jest?
-Nic.
-Louis.
-Ale serio nic!
-Mów po prostu a nie szukasz jakiś wymówek!-powiedziałam.On nabrał powietrza do płuc i ze świstem wypuścił.
-Nie daje już rady-powiedział.Tak po prostu.
-Dasz radę!
-Nie.
-Dawałeś przez te 2 lata to i teraz!
-Nie.
-Brat słuchaj nie możesz tak myśleć jeszcze trochę ponad roku i...
-...koniec-dokończył za mnie.Tak miał racje w grudniu przyszłego roku ma zerwać z El...nie żybym jej nielubiła ale chce żeby mój brat był szczęśliwy.Nawet z Hazzym.Tak.Tak go nazywam.Hazzy.Tak jak Fizzi.To ja wymyśliłam jej to przezwisko.Louis zjadł coś i zaczął wychodzić z kuchni:
-Lott-zwrócił się do mnie.
-Tak?
-Dziękuje-powiedział.Ale za co?!
-Ale za co?
-Za to że mi pomagasz...gdyby nie ty już dawno bym nie wytrzymał...
niedziela, 1 września 2013
Rozdział 4:This dream...I'm gladthatyou're with me.
Nieźle się rozpadało.Był już wieczór i byłem po kolacji.Nie chciałem siedzieć bezczynnie i nic nie robić,więc poszedłem spać.Byłem bardzo zmęczony więc od razu jak się tylko położyłem zasnołem.
W pewnej chwili znalazłem się w ciemnym pomieszczeniu.Nie było tu drzwi ani okien.Ciemność.W pewnej chwili zobaczyłem Louisa.Stał daleko ode mnie.Na drugim końcu pomieszczenia.Chciałem iść i go przytulić.Pocałować.Nigdy nie puścić.Nie mogłem.Coś mnie trzymało w miejscu.Nie mogłem się ruszyć.Stałem jak słup i tylko patrzyłem.On mnie nie widział.W pewnej chwili ktoś zaczął się do niego zbliżać.To była Ona.Elenor.On ją zauważył.Podszedł do niej i zaczął ją całować.Zaczołem płakać.Nie mogłem na to patrzeć.Mój Lou,mój kochany BooBear.Nie.On tego nie chce."Ale to robi"Usłyszałem jakiś głos.To ona.Taylor.Była tu.Stała za mną i patrzyła jak cierpię.Bezduszny człowiek.Jak zawsze."Pamiętaj że to dzięki mnie jest jeszcze Larry..."Ma racje.Gdyby nie ona to..."No właśnie Hazzuś,i tak byś musiał na to patrzeć i to znacznie częściej"Staneła przede mną,zasłaniając całujących się Lou i El.Jednak nie umiałem przestać płakać.To było za trudne.Nie umiałem tak po prostu żyć ze świadomością że oni są 'razem'.
Obudził mnie piorun.To tylko sen.Nie ma tu El i Tay...ani Lou...
*Louis*
Jakoś nie mogłem spać.Ta burza była taka wielka że nie dawała mi spokoju.Myślałem co robić..."Idź do Stelly ona ci powie" powiedział jakiś głos w mojej głowie.Miał racje.To Stell zawsze mi pomagała.Podniosłem się z łóżka,założyłem dresy i t-shert i wyszedłem z pokoju.Szłem po cichu na palcach żeby nikogo nie obudzić.Powoli wszedłem do pokoju dziewczyny.Poteszłem do jej łóżka i szepnołem:
-Stell
Nic
-Stella
Znowu nic
-Stella obudź się
Nic
-Stell natychmiast wstawaj-powiedziałem pół głosem.
-Mmmm...-mruczała coś pod nosem-no już obudziłeś mnie-szepnęła.Następnie przeniosła się na pozycje siedzącą.Miała potargane włosy że wyglądała jakby miała krzak na głowie i różową pidżamę w białe paski.Spojrzała na mnie wzrokiem zabójcy.
-Też cię kocham-powiedziałem głupio się uśmiechając,ona zaczęła się cicho śmiać.
-To czemu budzisz mnie o tak wczesnej porze ?
-Nie mogę spać...
-Och...
-Ach...
-Ych...-zaczęliśmy wydawać z siebie dziwne dźwięki a na koniec zaczęliśmy się cicho śmiać.
-Myślisz o nim?-zapytała z Nienacka.
-Tak-odpowiedziałem.
-Przecież sam mówiłeś że jutro do niego jedziesz?-zapytała.
-Tak-odpowiedziałem.Tak.Miała rację jutro jadę do Harrego!
29 listopada 2012
"Usłyszałem" mój telefon.Podniosłem się leniwie i otworzyłem oczy.Na zegarku zobaczyłem że jest 9:28.Sięgłem po telefon.Na wyświetlaczu zobaczyłem dobrze znany mi numer.Modest!.Odebrałem:
-Halo?
-Louis dzisiaj o 12:00 masz się stawić na lotnisku w Londynie!-krzyknoł wręcz mój menage.
-Ale po co?
-Polecisz do Eleanor do USA,ma tam teraz casting,a ty jako jej "chłopak" musisz tak być-powiedział.Co?Ja mam plany!Miałem jechać do Hazzy a nie do jakieś El do USA!
-Czy to konieczne?
-Oczywiście-powiedział-pamiętaj o 12:00 na lotnisku!-krzyknoł i się rozłączył.Mam przejebane.